2022

Więzienie za Symbol Polskości – prześladowania Polaków pod zaborem pruskim

W lutym 1901 roku w księgarni Kazimierza Wojciechowskiego w Brodnicy (Strasburg) w ówczesnej prowincji Prusy Zachodnie w witrynie wystawiona została fotografia – kolotyp[1], który jak to określiła wówczas prasa gdańska „zdawała się wyrażać losy narodu polskiego i jego nadzieje”. Przedstawiony był na niej Chrystus przyjmujący klęczącą kobietę (Polonię), której lewa ręka była przywiązana do łańcucha. Na fotografii była też biała kotwicę symbolizującą nadzieję oraz księga z nazwiskami polskich bohaterów narodowych. Na zdjęciu widniał również rok powstania polskiego, a także data uchwalenia konstytucji (3 maja 1793). Rozdarta na trzy części flaga symbolizowała podział Polski przez zaborców.

Za wystawienie tej fotografii aresztowany został właściciel księgarni Kazimierz Wojciechowski z Brodnicy oraz autor światłodruku Stanisław Bendlewicz z Pleszewa (Plechen)[2]. Obaj postawieni zostali przed sądem. 

Za wystawienie obrazu w witrynie sklepowej i próbę jego sprzedaży Izba Karna Sądu Okręgowego w Brodnicy skazała Wojciechowskiego na miesiąc, a Bendlewicza na 2 miesiące więzienia. W uzasadnieniu wyroku stwierdzono: „że obraz może podżegać Polaków do aktów przemocy wobec Niemców i niepokojów społecznych”. 

Dalej czytamy: „Wobec napiętych stosunków między Niemcami i Polakami w prowincji, obraz obrażał Niemców, a Polakom dawał nadzieję na odbudowę cesarstwa polskiego z jednej strony, a z drugiej , podsycał łatwo pobudliwą polską świadomość narodową”.

Tak więc pod zaborami choćby za najdrobniejsze Symbole Polskości można było trafić do więzienia.

Dzisiaj Dzień Niepodległości cieszmy się z wolności.


[1]Kolotyp inaczej światłodruk jedna z metod druku fotografii stosowana często do reprodukcji dzieł malarskich. (wyjaśnienia pojęcia udzielił Maciej Kurpiewski).

[2]Stanisław Bendlewicz był znanym Polskim działaczem i przedsiębiorcą w Pleszewie. Prowadził zakład przy ul. Kaliskiej 2 zajmujący się produkcją dewocjonaliów. 

Sprawa generała Zagórskiego – nowy wątek Gdański

„Zaginięcie”, czy też spektakularna ucieczka, a nawet rozważano zabójstwo generała Zagórskiego[1]w sierpniu 1927 r. było jedną z większych zagadek polityczno-kryminalnych lat 20-tych II RP.[2]Obszerne relacje ze śledztwa prowadziła ówczesna prasa, a w szczególności „Rzeczpospolita”. Rozważano wiele wątków w tym jeden prowadził do Gdańska. Temat szybko podchwyciła prasa gdańska, z resztą nie ma się co dziwić, bo zawsze to jakiś „news”, sensacja, zagadka. 

Oczywiście jak to w Gdańsku w tym okresie, na pierwsze miejsce wysunęła się polityka. Po publikacjach w „Rzeczpospolitej”, że generał Zagórski był przetrzymywany na Westerplatte wbrew jego woli władze Wolnego Miasta postanowiły zbadać ten ślad. 

Na Westerplatte została wysłana specjalna komisja urzędników i policjantów. Nic to oczywiście nie dało. Dowódca polskiej składnicy wojskowej nie udzielił im zgody na wejście, a sama sprawa nabrała politycznego charakteru.

Temat delegacji szeroko komentowała ówczesna niemieckojęzyczna prasa gdańska i politycy różnych opcji. Był to bowiem okres, gdzie na forum Ligii Narodów toczyła się ostra dyskusja w kwestii Westerplatte. Oficjalnie polityka wzięła górę i kwestia generała zeszła na drugi plan.

Jednak okazuje się, że nie do końca tak było. 

Badając akta w jednym z niemieckich archiwów dość niespodziewanie trafiłem na sprawę generała Zagórskiego w Gdańsku. 

Okazuje się bowiem, że Gdańska policja kryminalna nie przerwała dochodzenia i nadal prowadziła tajne śledztwo w tej sprawie. Udało się im uzyskać profil generała wydany przez polskie władze. Zdjęcie wraz kwestionariuszem personalnym zostało następnie przekazane niemieckiemu konsulowi von Thermannowi w Gdańsku. Mało tego, wyniki śledztwa wraz ze specjalnym raportem samego konsula trafiły dalej do Berlina i Niemieckiego MSZ. 

W raporcie konsula między innymi czytamy: „dowiedziałem się z wiarygodnego źródła, że generał Zagórski miał faktycznie przez krótki czas dnia 12 sierpnia przebywać w Gdańsku. Odbył tutaj spotkanie z przyjaciółmi w hotelu „Reichshof”, a następnie miał przekroczyć samochodem granicę gdańsko-polską w kierunku Gdyni. Od tego czasu tego nie ma po nim śladu“.

Tak więc czy generał Zagórski rzeczywiście był w Gdańsku?

Czy konsul niemiecki von Thermann miał podstawy by pisać nieprawdę do swoich przełożonych? Dlaczego o tym raportował do Berlina?

Tego niestety nie wiemy i nadal jest więcej pytań niż odpowiedzi.

Niemniej jednak jest to nowy ślad w sprawie generała, nigdzie dotąd nie publikowany.


[1]Generał brygady Włodzimierz Ostoja-Zagórski, szef Sztabu Komendy Legionów Polskich. W rządzie Władysława Sikorskiego mianowany w 1924 na szefa Departamentu IV Żeglugi Powietrznej Ministerstwa Spraw Wojskowych. Odpowiedzialny był m.in. za zakupy samolotów dla wojska. Za jego kadencji Polska posiadała jedną z największych flot powietrznych w Europie. Po przewrocie majowym aresztowany i uwięziony.

[2]Szczegółowo sprawę omawia m.in. Zbigniew Cieślikowski w książce Tajemnica śledztwa KO-1042/27, Warszawa 1976. 

„Gdański” portret Mikołaja Kopernika

w zbiorach Towarzystwa Przyrodniczego (Danziger Naturforschende)

Towarzystwo Przyrodnicze było najstarszym towarzystwem naukowym w Gdańsku. Oprócz działalności naukowej w postaci wydawanych zeszytów, posiadało znakomitą bibliotekę oraz kolekcje przyrodnicze. Dysponowało również własnym obserwatorium astronomicznym.

Ale oprócz tego posiadało ciekawą kolekcję obrazów. 

Były to głównie portrety uczonych oraz założycieli i darczyńców Towarzystwa. Eksponowano je w głównej sali wykładowej w siedzibie Towarzystwa przy ul. Mariackiej.

Wśród nich m.in. portret Gralatha, czy też dwa portrety założyciela obserwatorium astronomicznego w Gdańsku Nathanaela Matthaeusa Wolfa.[1] Z astronomów wysiały tam także portrety Mikołaja Kopernika, Tycho de Brahe (1546-1601), Heinricha Christiana Schumachera (1780-1850) – od 1828  członka Towarzystwa. Dalej Friedricha Wilhelma Bessela (1784-1846) astronoma matematyka z Królewca – członka Towarzystwa od 1829 oraz przyrodnika Alexandra Humboldta, który w 1840 odwiedził Gdańsk – honorowe członkostwo od 1840.

Naprzeciwko wejścia do wielkiej sali wykładowej eksponowane było na cokole popiersie wykonane z brązu Jana Heweliusza[2]

Portret Mikołaja Kopernika.

Mimo braku dokumentacji zdjęciowej zachował się bardzo szczegółowy opis tego portretu wraz z historią jego pochodzenia i w jaki sposób znalazł się w Gdańsku.

Wszystko to dzięki Natanielowi Wolfowi, który szczegóły opisu zawarł w liście do Magellana[3] z Royal Society (Królewskiego Towarzystwa) w Londynie. Pisał tak: „przekazuje kopię oryginalnego  portretu sławnego Kopernika, który jest jako świadectwo mojego oddania i przywiązania do szacownego grona  Królewskiego Towarzystwa”.

List ten opublikowany został w zeszytach Philosophical Transactions of the Royal Society of London w 1777 roku. 

Z relacji tej wynika, że autentyczność dzieła zostało przez Wolfa w sposób bardzo szczegółowy zbadana:

„Nasz oryginał został porównany z tym w kościele w Toruniu i stwierdzono, że rysy twarzy są podobne, ale istnieje duża różnica w ubiorze. W Toruniu przedstawia się Kopernika klęczącego przed ołtarzem w postawie kapłana u nas przyodziany jest w futro, z włosami starannie uczesanymi”…

Portret ze zbiorów Wolfa

„Inskrypcja na obrazie wskazuje, że malarz był Włochem.  Należy ponadto zauważyć, że minęły już dwa stulecia, odkąd zaprzestali malowania na drewnie. Porównując go z innymi dziełami włoskich mistrzów wiadomo na przykład, że ówcześni malarze, jak Raphel[5], nigdy nie dawali oczom blasku…, do tego z pozoru niby martwe/surowe (skupione) oblicze. Jest to dowód na to, że portret ma co najmniej sto pięćdziesiąt lat. 

Wolf porównał także portret Kopernika z ryciną Christopha Hartknocha[4] zamieszczoną w jego dziele Altes und Neues Preussen… z 1684 roku, który wzorował się na Toruńskim epitafium.

Rycina Christopha Hartknocha

Do tego ze szczegółami opisał historię pochodzenia obrazu: 

„…Znajdował się on w zbiorach księcia Saksonii-Gotha, gdzie zawsze uważany był za oryginał, o którym mówi się, że pochodzi z archiwum tego dworu. Biskup warmiński przebywający w Gotha w roku 1735 obserwował ten portret w galerii tego pałacu. Dowody, które zostały przedstawione na jego autentyczność sprawiły, że bardzo pragnął go zdobyć. 

Uzyskał go w drodze wymiany, gdyż w katedrze warmińskiej znajdował się portret jednego z przodków książąt saksońskich i którego obrazu brakowało w książęcej kolekcji portretów jego rodziny. W związku z tym dokonano wymiany dwóch oryginałów, a biskup zapisał  Kopernika swojemu ulubieńcowi, panu Hussarzewskiemu,[6]który z kolei pozostawił go w spadku swojemu przyjacielowi Wolfowi. Początkowo portret wisiał w jego obserwatorium na Biskupiej Górce. Ostatecznie trafił do sali wykładowej głównej siedziby Towarzystwa Przyrodniczego na ul. Mariackiej.

Co ciekawe różne źródła podają, że Towarzystwo posiadało w swojej kolekcji jeszcze kilka innych płóciennych portretów Kopernika – mniej eksponowanych. Jednym z nich był podarowany w 1780 Towarzystwu, oryginalny portret uczonego „pochodzący z jego domu w Toruniu„. Kolejne dwa portrety zakupiono w 1789 za 89 guldenów.

Niestety nie wiadomo jakie są powojenne losy tych dzieł.


[1]Nathanael Matthaeus Wolf (1724-1784) – astronom, lekarz, od 1775 w Gdańsku. zajmował się, poza wykonywaniem zawodu lekarza, badaniami astronomicznymi i botaniką. W 1776 wstąpił do Towarzystwa Przyrodniczego. W 1780 r. rozpoczął budowę obserwatorium na Biskupiej Górce, które po śmierci zostawił w spadku Towarzystwu Przyrodniczemu.

[2]W setną rocznicę urodzin Jana Heweliusza (28 styczeń 1787) członkowie Rady Miasta Gdańska zorganizowali uroczystość podczas której przemówienie wygłosił dr. Ephraim Phillip Blech (1757-1812). Przemówienie to zostało wydrukowane i wygłoszone królowi polskiemu Stanisławowi Augustowi. (Rede bey der Gedächtnisfeyer Hevelii, Dantzig, 1787). W zamian król przekazał popiersie Heweliusza, które ustawione zostało w Ratuszu. 6 maja 1798 magistrat przekazał popiersie Towarzystwu. Obecnie w zbiorach gdańskiego Muzeum Narodowego.

[3]Jean Hyacinthe Magellan (1722-1790) –astronom, konstruktor urządzeń astronomicznych i meteorologicznych, podróżnik. Członek wielu towarzystw naukowych w tym Królewskiego Towarzystwa (1774) w Anglii. 

[4]Christoph Hartknoch (1644-1687) – historyk Pomorza i Prus, profesor Gimnazjum Akademickiego w Toruniu.

[5]Przypuszczać można że Wolf miał tu na myśli Rafaela Santi – znakomitego włoskiego malarza doby renesansu.

[6]Aleksy Onufry Hussarzewski (1714-1782) – był polskim dyplomatą, odpowiedzialny m.in. za kontakty z prasą zagraniczną. Mówiono o nim: „zaufany człowiek Poniatowskiego”. Pełnił nieformalną funkcję przedstawiciela króla Polskiego w Gdańsku. W 1770 oficjalnie mianowany na generalnego komisarza królewskiego w Gdańsku. 


Junkersy dla Afganistanu

Król Amanullah Khan i jego samoloty

W 1919 r. po trzeciej wojnie anglo-afgańskiej nowym przywódcą tego kraju został Amanullah Khan, który próbował modernizować kraj na styl zachodu. W 1928 r. odbył 7 miesięczną podróż po Europie. Odwiedził wtedy też Niemcy, gdzie m.in. w Dessau spotkał się z profesorem Hugo Junkersem. Rozmawiał z nim na temat możliwości połączenia lotniczego między Afganistanem a Persją oraz zakupu samolotów. 

Junkers zaoferował, że dostarczy do Afganistanu samoloty F 13, A 35, W 33 oraz G 24. Jeden z samolotów miał zostać przeznaczony dla szkoły lotniczej w Kabulu. Gdy król zwiedzał fabrykę w Dessau zakupił dwa Junkersy F 13, zaś niemiecki MSZ podarowało mu Junkersa G 24.

Kolejnymi krajami jakie odwiedził monarcha była Polska, gdzie otrzymał w prezencie samolot Bartel BM-4b. Potem udał się do Związku Radzieckiego, Turcji i Iranu skąd powrócił do Kabulu.

Junkersy dostarczono w Afganistanu latem 1928 r. Dnia 16 czerwca wylądowały w Królewcu, aby uzupełnić zapasy paliwa. Samolot Junkers G 24 pilotowany był przez Franza Kneer a dwa F 13 obsługiwane były przez pilotów Waldemara RoederGeorga Joas. Samoloty nosiły herb Afganistanu, a Junkers G 24 dodatkowo herb królewski na czerwonym tle. Do Kabulu dotarły przez Moskwę-Rostów-Baku i Teheran 10 lipca 1928 r.

Skrzydło Junkersa G 24 z królewskim herbem

Polityka modernizacyjna króla nie spodobała się lokalnym przywódcom. Krótko po powrocie do stolicy w kraju wybuchło powstanie, zmuszając Amanullaha Khana do abdykacji.[1]

Co stało się z samolotami? Brak jest informacji o Polskim samolocie Bartel. Natomiast Junkersy przetrwały powstanie i służyły dalej w lotnictwie Afganistanu.

Co ciekawe jeden z Junkersów F13 został odnaleziony na złomowisku w Kabulu w 1968 r. Przewieziony do Niemiec i odrestaurowany. Obecnie jest jednym z cenniejszych eksponatów lotniczych w Muzeum Niemieckim w Monachium (Deutsches Museum in München).


[1]Amanullah Khan (1892-1960) – po wybuchu powstania w styczniu 1929 abdykował i uciekł do Indii Brytyjskich. Zmarł na emigracji we Włoszech w 1960 roku.

Copyright 2021 Maciej Bakun © Wszystkie prawa zastrzeżone. maciejbakun2@gmail.com